czwartek, 13 września 2012

Rozdział 11.

-Zayn ! - usłyszałem krzyk Robin
-Już idę - odkrzyknąłem zdjąłem buty i przejechałem dłonią po włosach...nie wiem czemu ale miałem złe przeczucie. Ale czy mogło być jeszcze gorzej ?
-To prawda, tak ? - zapytała kasłając, zaraz po tym jak zamknąłem za sobą drzwi. Z zdziwioną miną ruszyłem w stronę jej stronę. Przez chwilę wpatrywałem się w zdjęcie które było wyświetlone na jej beżowym iPadzie byliśmy to my na imprezie, chociaż zdjęcie było nie wyraźne to wiedziałem że to ja i moja siostra. Kurwa mać no ! - Zayn ?
-Chyba tak...- wydukałem siadając na jej łóżku i wypuszczając głośno powietrze
-Jak to chyba ? - podniosła lekko głos
-Nie wiem byłem wtedy najebany z resztą ty tak samo - odpowiedziałem myśląc na rozwiązaniem, jednak nic nie przychodziło mi do głowy więc siedziałem cicho bojąc się tego aby nasi rodzice się nie dowiedzieli..
-To przez to uciekła Alex ? - spojrzała nie mnie, ale skąd ona wie, kto jej powiedział ?!
-Między innymi tak...ale co z tym zdjęciem ? - szybko zmieniłem temat na poprzedni..ja to mam kurwa szczęście nie wiem nawet który temat jest łatwiejszy do omówienia
-Koleś który to zrobił powiedział że je usunie, jeśli zapłacę mu 6 tysięcy - wzruszyła ramionami
-A ty mu uwierzyłaś ? - zaśmiałem się gorzko
-Zayn, a miałam jakiś inny wybór ? - słyszałem że głos się jej załamuje
-Przepraszam - wyszeptałem i położyłem się koło niej, przytulając do siebie. W pokoju panowała przytłaczająca cisza, każde z nas bało się poruszyć jakikolwiek temat, w tym momencie nawet temat dotyczący pogody wydawał się być niebezpieczny.
-Jutro rocznica śmierci mojej mamy - zaczęła niepewnie temat, 'bawiąc' się przy tym swoimi palcami zawsze tak robiła by nie było że się denerwuję, wstydzi itd.
-Wiem...pojadę z tobą na cmentarz jak chcesz - odpowiedziałem przytulając ją mocniej, jej twarz i usta były niesamowite blade, oczy przepełnione smutkiem a w ich kącikach kryły się łzy, które ona tak mocno kryła w sobie. Byliśmy bardzo podobnie nie tylko z wyglądu ale i z charakteru, niestety.
-Ała ! Twoje czoło parzy ! - krzyknąłem śmiejąc się i zabierając rękę z jej naprawdę rozpalonego czoła- weź swoje tabletki, zjedź coś i idź spać, ok ? Tak ? - dziewczyna pokiwała tylko głową na tak a ja ją ucałowałem w nadal gorące czoło. Wyszedłem jej pokoju z lekki uśmiechem, nie chciałem aby rodzice wiedzieli że coś jest nie tak tylko tego by mi brakowało. Jednak gdy tylko przekroczyłem próg swojego cały humor szlag trafił. Przybiło mnie całe życie. Było tego dużo, zdecydowanie za dużo. Jak ja sam mam sobie z tym poradzić, ale prawda była taka że większość swoich problemów stworzyłem sam przez swoją głupotę. Usiadłem na wielkim fotelu i wyjąłem zdjęcie moje i Lou. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym dniu..ohh ile ja bym dał by móc cofnąć czas i podjąć te wszystkie decyzje lepiej. Z tyłu fotografi widniał napis "Louis i Zayn ~ 13 sierpnia 1999 r."






13 sierpnia 1999 

-Mamo ! Ale ja nie chce iść ! - krzyczał mały chłopczyk ciągnąc swoją mamę za rękaw jej czarnej koszuli.
-Choć Zayn, potem pójdziemy do parku kupię ci lody i pójdziemy się pobawić na placu zabaw. To co idziemy ? - zadała te pytanie z konieczności bo wiedziała że malec się zgodzi
-Taaaakkk ! - wykrzyczał maluch a w jego ciemnych, brązowych oczach było widać iskierki szczęścia,
-No wsiadaj do samochodu, Zayn. -  kobieta zaśmiała się i pomogła mu wsiąść do samochodu, zapięła go bezpiecznie w foteliku poczochrała jeszcze jego czarne włoski i sama usiadła 'za kółkiem'. Przez całą drogę rozmawiali, Zayn jak na swój wiek był naprawdę inteligentny oraz utalentowany, zawsze śpiewał no i miał bzika na punkcie swoich włosów. To ostatnie zawsze śmieszyło jego matkę, była ona średniego wzrostu brunetką o pięknych czekoladowych oczach.
-Mamusiu...a dlaczego tatuś nie dzwoni ? - zapytał nagle malec 
-Bo nie mają tam zasięgu kochanie. - odpowiedziała, kłamała. Chciała poczekać, bała się jego reakcji..jest taki mały, ale niestety mały jednak nie był głupi. Doskonale kojarzył fakty, a ona musiała go okłamywać od 2 dwóch miesięcy. Tyle wie o tym że jej mąż którego kochała ponad życie..nie żyje.
-To jakie chcesz lody - zapytała radośnie, gdy stali przed budką z lodami 
-Te, te i o te ! - krzyknął radośnie Zayn pokazując swoją malutką rączką wybrane lody uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Po chwili obydwoje szli za rączkę zajadając się lodami w stronę parku. - Idź się bawić - powiedziała do synka a ten wykonał jej polecenie, sama za to usiadła na ławce patrząc jak dzieci się bawią.
-Hej jestem Louis a ty ? - naprzeciw Zayna, stanął chłopczyk ubrany w rybaczki i bluzkę w paski. Malec przyglądał mu się niezwykle uważnie szczególnie że był dość...roztrzepany czyli zawsze było go pełno i nigdy nie umiał się skupić na czymś lub na kimś na dłużej niż 3 sekundy.
-Ja, Zayn - odpowiedział kiwając główką i podając mu swoją rączkę na powitanie. Po pięciu minutach swojej bardzo poważnej rozmowy, jak na swój wiek oczywiście która dotyczyła tego skąd Zayn się tu wziął, chłopak opowiedział mu o tym że przeprowadzili się tu wczoraj i nie za bardzo wie czemu się musieli wyprowadzić, a w związku z tym że Lou zaczął się już nudzić ruszyli w kierunku piaskownicy, dalej gaworząc na nieokreślony temat.
-Mogę liza ? - zapytał chłopczyk z brązowymi włosami 
-Jasne ! Masz ja..nie chcie. - uśmiechnął się drugi podając mu swoje lody. Taki właśnie był symboliczny początek ich pięknej przyjaźni pełnej wzlotów i upadków. Tego też dnia zostało zrobione ich pierwsze zdjęcie, które obydwoje do dziś dnia mają zawsze przy sobie. To Louis wspierał Zayn gdy ten dowiedział się o tym że już nigdy nie będzie przy nim jego taty, Zayn za to wspierał swojego przyjaciela gdy jego matka poroniła. Zawsze razem się pakują w kłopoty zawsze razem z nich wychodzą. Są dla siebie jak bracia, zawsze jeden na drugiego może liczyć. Jeszcze nigdy się nie pokłócili. Tylko jeden widział drugiego gdy ten staczał się na dna i to oni nawzajem pomagali sobie się z niego podnieś....Takie przyjaźnie zdarzają się rzadko ale mimo to można je spotkać, często mówi się że w dzisiejszych czasach nie ma prawdziwych przyjaźni, że wszystkie są zakłamane i sztuczne ale to nie jest prawda. Przestańmy wierzyć w tysięczne kłamstwo powtarzane przez media...My sami musimy kierować swoim życiem a nie słuchać się innych.


-Wiesz co ? Nie wiem co bym bez ciebie zrobił...mieć takie przyjaciela to zaszczyt - powiedziałem sam do siebie wspominając te wszystkie czasem to jak Louis pomógł mi przestać ćpać, to ile razy uratował mi dupę nigdy mu się za to nie odwdzięczę. Po moim policzku popłynęła pojedyncza łza uderzając o delikatną fakturę zdjęcia...Życie jest trudne ale tylko mu decydujemy czy je przegramy, czy też będziemy walczyć o nasze marzenia, ale prawda jest taka że bez najbliższych nigdzie nie dojdziemy....
W tym momencie dotarło do mnie że tak naprawdę to ciągle użalam się nad sobą, że zamiast teraz być przy moim przyjacielu to ja siedzę jak skończony kretyn i tylko użalam się nad sobą i swoim życiem.
Nie myśląc wiele ruszyłem do samochodu i udałem się do Louisa, on był przymnie gdy go potrzebowałem teraz ja będę przy nim




Monice Colins-Klein zmarła 3 miesiące po narodzinach swojej córki Robin, 21 września 1995 r. Uśmiechała się do końca swojej walki o życie. Nigdy nie powiedziała że żałuje swojej decyzji, wręcz przeciwnie była z siebie dumna. Dumna bo postąpiła tak jak uważała to za słuszne czyli poświęciła swoje życie dla życia swojej córki. 











A więc tak jest już prawie rano a ja piszę ten rozdział...powiedzmy szczerze...nie wiem czy powinnam go publikować, chyba źle zrobiłam...sama nie wiem. Jak to ja. Wiem, że nic nie wiem...Mam nadzieje że druga autorka mnie nie zabiję tak samo jak wy..kolejny smutas mojego autorstwa ale co poradzę że takie rozdziały najłatwiej mi się piszę ? Boże jak ja się boję jutra, a raczej dzisiaj...A tak w ogóle ten rozdział powinien być raczej drugą częścią poprzedniego...prawda ? Następne rozdziały raczej będą takie jak pierwsze chociaż muszę jeszcze opisać wyjście na cmentarz, albo sobie daruję bo na samą myśl chcę mi się płakać. :( Dziękuję za poprzednie komentarze, ale pamiętajcie że ten blog pisze też cudowna EmpireOfBroken szczerze ? Nie wiem jakby bez niej wyglądało te opowiadanie..zapewne nigdy by nie powstało, dziękuję że jesteś zgadzasz się na moje pojebane pomysły tak jak było z pocałunkiem. x 
Przepraszam że się tak rozpisuję, ale taka już jestem zawsze za dużo piszę. Kocham pisać ;) chociaż mi to średnio wychodzi. Jeszcze raz dziękuję i przepraszam. 
Maddi xx

8 komentarzy:

  1. jak zawsze superowy już nie wiem co tu wam pisać. Czekam na nn i zapraszam do siebie

    http://gotta-be-you-one-direction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. No coś ty.. dobrze, że og opublikowałaś :D jest świetny..
    Awww... i jak pieknie opisałaś poczatek przyjaźni Zayna i Lou <33
    a co do tego, ze smutaśny to w kazdym opoku sa takie smutasne chwile, wiec zapewne sie za niedlugo skoncza (:
    i nie masz za co przepraszac hehe :D

    czekam na nexta :D


    vashappeninkate

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Mi też najłatwiej się pisze smutne rozdziały. Dobrze, że go opublikowałaś. Czekałam na niego :) A te wspomnienie o przyjaźni, no po prostu : awwwww *-*
    Czekam na next i nie oceniaj się tak surowo.
    Nie wiem mówię to po raz kolejny ale kto by mnie słuchał ...

    OdpowiedzUsuń
  4. najbardziej podobał mi się powrót do przeszłości :) <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Mogłabyś pisać kogo oczami? Boski


    http://kate-and-one-direction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czyli Maddi zawszę piszę jako Zayn lub (ale tylko w wyjątkowych sytuacjach) narrator :)

      Usuń
    2. poza tym jestem jeszcze ja, i pisze jako Liam, fajnie by było gdybyście mnie nie ignorowali -.-

      Usuń
  6. uhuhu, bardzo mi się podoba ;3
    szkoda, że dopiero teraz trafiłam na tego bloga;/
    jest po prostu genialny!;)
    nie mogę się doczekać następnego rozdziału!!!!
    Asia;3

    OdpowiedzUsuń